Przypomnijmy, że zdarzenie miało miejsce 10 lat temu. Ówczesny radny gminy Ryglice Andrzej Jezior komentował bieżące wydarzenia gminne na swoim blogu. Podczas samorządowej kampanii wyborczej pojawił się komentarz innej osoby używającej pseudonimu "Zalasowiok" (osoba nie została zidentyfikowana), który zawierał zniesławienie dotyczące ówczesnego burmistrza Bernarda Karasiewicza i jego rodziny m.in., że pochodzi z "bandyckiej rodziny". Bloger nie stosował żadnych mechanizmów kontroli prewencyjnej, ale na stronie znajdował się regulamin, zgodnie z którym wpisy obraźliwe i zawierające nieprawdę będą usuwane. Ponadto administrator strony usunął komentarz, który według niego naruszał te zasady, ale internauta ponawiał wpisy. Po blokadzie komentarz nie pojawił się, jednak po ponownym zdjęciu ograniczeń, znów się ukazał.
Pomimo prób usunięcia komentarza, burmistrz Ryglic pozwał właściciela bloga w trybie wyborczym o naruszenie dóbr osobistych. Sądy m.in. w Tarnowie orzekły, że bloger odpowiada za umieszczane treści na forum poprzez osoby trzecie. Został zobowiązany do opublikowania przeprosin oraz zapłaty 5 tys. zł na cel społeczny. Burmistrz po wyborach ponownie pozwał w trybie cywilnym blogera, ale tym razem, co ciekawe, przegrał przed sądem apelacyjnym w Krakowie.
Sprawa stała się głośna, gdy zajęła się nią Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Andrzej Jezior złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka ws. naruszenia art. 10 Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, czyli prawa do swobody wypowiedzi. Jego zdaniem sądy krajowe nie uwzględniły regulacji zawartej w ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną, która przewiduje mechanizm ograniczenia odpowiedzialności m.in. administratorów blogów.
W wyroku z 4 czerwca 2020 r. strasburski Trybunał stwierdził naruszenie powyższego artykułu. Jak podaje Helsińska Fundacja Praw Człowieka uznał, że komentarze internautów miały znieważający charakter, a tym samym naruszały prawo do ochrony reputacji burmistrza Ryglic. Niemniej jednak A. Jezior, jako bloger podjął szereg kroków w celu powstrzymania komentarzy. Przypominał bowiem komentatorom o zasadach i regułach korzystania z możliwości komentowania oraz kilkakrotnie blokował obraźliwe treści. ETPC podkreślił, że sam burmistrz nie kontaktował się z blogerem w celu usunięcia treści, do czego zobowiązany był na podstawie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną i procedurą notice and takedown. Tym samym obowiązki nałożone przez sądy krajowe na blogera zostały uznane za nieproporcjonalne i doprowadziły do naruszenia art. 10 konwencji. Ponadto przyznano skarżącemu 1250 euro zwrotu kosztów postępowania krajowego oraz 7000 euro zadośćuczynienia.
To pierwsza sprawa dotycząca procedury notice and takedown z Polski oraz pierwsza sprawa, w której ETPC wypowiedział się co do obowiązku usuwania treści w ramach debaty politycznej.